Moglibyśmy się tutaj powoływać na fundamenty demokracji i rolę mediów oraz na istotność debaty społecznej, która jest esencją polityki, zwłaszcza lokalnej. Te wielkie słowa może by pasowały, gdybyśmy mieli do czynienia z odpowiednim formatem polityka, formatem człowieka, który rozumie, że jego praca to publiczna misja, a nie zwykła robota. Ale nie, po co wielkie słowa? Przecież to tylko opowieść o lokalnej przaśności politycznej, niskich kompetencjach, choć wielkich ambicjach, lęku przed wyborcami.
Robiliśmy wspólnie dziesiątki debat z politykami. To oczywistość w największym medium papierowym i internetowym w regionie, które każdego dnia dociera do około pół miliona odbiorców. Po to jesteśmy. Zdarzały się w relacjach z politykami dziwne sytuacje („Czy wcześniej prześlecie pytania?”), osobliwe prośby („Proszę o tę sprawę nie pytać”) oraz groźby („Jeśli będzie ten temat, koniec współpracy!”). Byli tacy, którym wydawało się, że gdy zagrożą wycofaniem pięciu złotych swojego budżetu na ogłoszenia w DZ - będziemy spijać z ich ust każde słowo. I tacy, którzy „na wódeczce - wicie, rozumicie - omówią temat” i zapraszają wieczorem. Nic nas więc nie zdziwi, postawa Begera i Bartyli tym bardziej. Skoro jednak oni nas unikają, czy my mamy robić uniki wobec nich? Nie. Informacja o odmowie udziału w debatach Czytelnikom się należy.
Zadziwiające, że 25 lat od narodzin samorządowej polityki wciąż mamy do czynienia z takimi ułomnościami. W wielu miastach poziom debaty publicznej jest już naprawdę wysoki, a liczący się kandydaci dobrzy (jak w Katowicach). W wielu miastach kandydaci traktują swoją misję poważnie - poznają oczekiwania mieszkańców, rozpisują cele, uczą się publicznych wystąpień i sztuki perswazji. Coraz częściej mamy do czynienia z dobrze przygotowanymi do swojej roli politykami. To świetnie, wszystko się profesjonalizuje, samorząd powinien dawać przykład. Mieszkańcy chcą mieć kompetentną władzę.
Najwyraźniej jednak przed panami Begerem i Bartylą jeszcze długa droga i sporo nauki. Strach przed nieustawianą rozmową z dziennikarzami, kluczenie w kwestii formuły debaty, udział publiczności tak… nie… potem tak… znowu nie…, miejsce odpowiada, nie odpowiada, czas dobry, niedobry - te wszystkie śmieszne uniki odbierać należy jak lęk przed konfrontacją. Porażka. Rozmowa z wyborcami to przecież podstawa. A my chcielibyśmy raczej wymagać od polityków dużo więcej, niż oni sami wymagają od siebie. I może nawet więcej niż wymagają od nich mieszkańcy. Wywieszenie białej flagi w kwestii standardów życia politycznego w samorządach prowadzi do akceptacji lichoty i mizerii na szczytach władzy.
Mamy więc strach i prowincjonalizm. Do oceny mieszkańców-wyborców. Rzecz jasna w tej sytuacji debaty w DZ nie będzie, porozmawiamy tylko z konkurentami Begera i Bartyli, czyli Dawidem Kostempskim i Mariuszem Wołoszem, którzy dziennikarzy (a zatem Czytelników-mieszkańców) nie unikają. Pierwszy Kostempski, dziś około 12, potem Wołosz. Śledźcie relację na Facebooku.
Wpisz miejscowość i sprawdź wyniki wyborów
Wpisz miejscowość i sprawdź wyniki wyborów
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
tyDZień - informacyjny program Dziennika Zachodniego
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?