Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Krzysztofem Mejerem, byłym wiceprezydentem Rudy Śląskiej: Nie czuję się politykiem, uważam się za samorządowca

Magdalena Grabowska
Magdalena Grabowska
Materiały prasowe
Kiedyś znany dziennikarz, później rzecznik prasowy, a teraz uznany samorządowiec. Zaczynał od radia, pracował w administracji państwowej, w telewizji, aż w końcu trafił do urzędu jednego z największych miast na Śląsku - Rudy Śląskiej. O przejściu z kariery dziennikarskiej do politycznej rozmawiamy z Krzysztofem Mejerem, byłym wiceprezydentem Rudy Śląskiej. - Nie czuję się politykiem, uważam się za samorządowca. Praca, którą wykonywałem przez ostatnie lata, to najlepszy okres w moim życiu zawodowym - przyznaje.

- Będę musiał podjąć decyzję, czy się wycofać, czy kontynuować program, który realizowaliśmy z panią prezydent. Przyjdzie na to czas - mówił w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” Krzysztof Mejer, były wiceprezydent Rudy Śląskiej.

Z kariery dziennikarskiej prosto do polityki

Jakoś tak się to wszystko samo poukładało, trochę przez przypadek. Nie czuję się politykiem, uważam się za samorządowca. Za mną trzydzieści lat pracy, najpierw w radiu, potem w administracji państwowej, telewizji, aż w końcu w samorządzie. Praca, którą wykonywałem przez ostatnich siedem lat, to najlepszy okres w moim życiu zawodowym

- Z podjęciem decyzji wahałem się trzy miesiące. Uważałem, że kompletnie się do tego nie nadaję

Co sprawiło, że został pan samorządowcem?

Przypadek. Nawiązałem współpracę z panią prezydent Grażyną Dziedzic i przez kilka lat byłem jej doradcą. W pewnym momencie zaproponowała mi bycie wiceprezydentem. Z podjęciem decyzji wahałem się trzy miesiące. Uważałem, że kompletnie się do tego nie nadaję. Co innego być PR-owcem, specjalistą od kreowania wizerunku, a co innego samorządowcem, osobą odpowiedzialną za to, żeby konkretne rzeczy w mieście funkcjonowały jak należy. Pani prezydent miała inne zdanie. Pokierowała sprawami w taki sposób, że właściwie nie miałem innego wyjścia, jak przyjąć jej propozycję.

Nie można było jej odmówić?

Zdałem sobie sprawę, że cierpliwość każdego kiedyś się kończy. Wiedziałem, że gdy odmówię kolejny raz, to ta szansa może się nie powtórzyć. Musiałem się zgodzić.

- Można powiedzieć, że mam „bzika” na punkcie dyskusji i dyskursu publicznego. Uważam, że jest to rzecz, która w Polsce nie jest doceniana. Generalnie nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Obrażamy się, nie słuchamy wzajemnie. Dla mnie to jest bardzo ważne i staram się wykorzystywać to w mojej pracy. Polemizować argumentami, a nie obelgami.

Praca w mediach pomaga w byciu samorządowcem?

Doświadczenia zdobyte podczas pracy jako dziennikarz polityczny, gospodarczy, społeczny oraz rzecznik prasowy wojewody pomagają mi w obecnej pracy. Po pierwsze mam dużą łatwość w kontaktach z mediami, z dziennikarzami. Łatwiej mi także przychodzi komunikowanie się z ludźmi. Można powiedzieć, że mam „bzika” na punkcie dyskusji i dyskursu publicznego. Uważam, że jest to rzecz, która w Polsce nie jest doceniana. Generalnie nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Obrażamy się, nie słuchamy wzajemnie. Dla mnie to jest bardzo ważne i staram się wykorzystywać to w mojej pracy. Polemizować argumentami, a nie obelgami. Doświadczenie w tym zakresie zdecydowanie mi pomaga. Wszystko się dopasowało i poukładało.

Jak się zaczęła kariera dziennikarska?

Zupełnie przypadkowo i w sposób, który nigdy nie powinien się udać. W 1991 roku przeprowadziłem się na Śląsk, nie znając tego regionu kompletnie. Nie miałem żadnego pojęcia o naszym województwie. Mieszkałem tutaj kilka miesięcy i okazało się, że jeden z moich znajomych, którego poznałem tutaj na Śląsku, zaangażował się w tworzenie nowego, komercyjnego radia. Obiecał, że pomoże mi się do niego dostać. Summa summarum sam sobie poradziłem. Stanąłem do naboru na specjalistów od reklamy i w pierwszych trzech miesiącach pracy pozyskiwałem reklamodawców dla radia. To był 1993 rok. Potem udało mi się zainteresować moich szefów sobą. Powiedziałem im, że chciałbym być dziennikarzem. Pamiętam, jak mnie przepytywali ze znajomości Śląska. Na przykład padło pytanie, ile było spółek węglowych w tamtym czasie. Pamiętam dokładnie, że było ich wtedy siedem. To są takie rzeczy, które się potem pamięta przez całe życie. Stopniowo przechodziłem po szczeblach kariery. Zostałem w newsroomie, potem przez siedem lat byłem reporterem. Dzięki tej pracy poznałem bardzo dobrze Śląsk. Notabene ciekawostką jest to, że pierwszy reportaż, którego reportażem był nie nazwał, ale wtedy byłem z niego bardzo dumny, robiłem w Rudzie Śląskiej. Problem dotyczył konfliktu płatnych przewoźników z właścicielami przystanków autobusowych. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę tutaj wiceprezydentem.

Można powiedzieć, że od początku ciągnęło pana do tego miasta, chociaż nie jest pan nawet ze Śląska

A czy pochodzenie ma tu w ogóle znaczenie? Ważniejsze jest zaangażowanie w sprawy lokalne, a tego nigdy mi nie brakowało. Ale to prawda, nie jestem z Rudy Śląskiej, jestem Kaszubem, pochodzę z Kaszub. Na Śląsku mieszkam od trzydziestu lat, w Rudzie Śląskiej natomiast od czterech i nie zamieniłbym już tego miejsca na żadne inne.

Podobno Kaszubi i Ślązacy mają dużo wspólnego

Wszystkim moim oponentom, którzy wytykają mi moje pochodzenie, odpowiadam krótko, że kiedyś i Ślązacy, i Kaszubi byli w jednym państwie - Królestwie Pruskim, więc wiele nas łączy.

Wszystko zaczęło się od kariery w radiu, ale wiadomo, że pracował pan także w telewizji

Byłem producentem programu „Uwaga”, szefem redakcji krakowskiej. Udało mi się otworzyć wówczas redakcję katowicką tego programu, która dalej funkcjonuje. Osoby, które zatrudniałem w tej redakcji do dzisiaj w niej pracują. To był bardzo ciekawy okres w moim życiu. Do tego programu szedłem przekonany, że dziennikarstwo mam opanowane w „małym paluszku”. Okazało się, że praca w telewizji jest o wiele bardziej skomplikowana niż w radiu, więc musiałem się wszystkiego uczyć od nowa. Tutaj trzeba myśleć obrazem, dźwiękiem, sytuacjami. Ale też uczciwie mówię, że telewizja nie była moim żywiołem. Po ponad czterech latach rozstaliśmy się, zwłaszcza że to był dla mnie trudny okres w życiu, bo dojeżdżałem z Bytomia do Krakowa.

Mieszkanie w Bytomiu. Praca w Krakowie. Codzienne dojazdy…

Na własnej skórze doświadczyłem wszystkich remontów na autostradzie A4, jakie były wtedy prowadzone. Natomiast gdy zaczął się remont obwodnicy Krakowa, to się poddałem. Już nie miałem siły, żeby tam jeździć.

- Praca, którą wykonywałem przez ostatnie lata, pod względem zawodowym była najlepszym okresem w moim życiu

Można powiedzieć, że stał się pan samorządowcem przez remont obwodnicy

W pewnym sensie tak. Gdy byłem początkującym dziennikarzem pomyślałem, że fajnie byłoby zostać posłem. Więc o polityce zawsze myślałem, zawsze mnie gdzieś tam do niej ciągnęło. Dzisiaj, gdyby ktoś mi zaproponował bycie posłem, to bym pogonił tę osobę. Interesuje mnie tylko bycie samorządowcem, bo to daje dużo satysfakcji. Jest też różnica między pracą w PR a w samorządzie. Tutaj widzimy nasze efekty pracy od razu. Wystarczy, że ktoś przyjdzie do gabinetu, rozwiążemy jego problem i widzę, że człowiek wychodzi stąd uśmiechnięty. To mnie nakręca. Pomaganie ludziom. Ta praca, którą teraz wykonywałem, pod względem zawodowym była najlepszym okresem w moim życiu. Trzeba jednak pamiętać, że bycie wiceprezydentem nie polega na spełnianiu wszystkich zachcianek mieszkańców. Musimy czasami powiedzieć „nie”, „nie da się”, „nie można”, „prawo zabrania”. Wiele osób to rozumie, ale są tacy, którzy tego nie rozumieją. Na spotkaniach z mieszkańcami czuję się jak ryba w wodzie. Bardzo mnie nakręcają. Może to dziwne, ale lubię, jak ktoś mnie krytykuje, mówi, że popełniłem błąd. Wtedy bardzo angażuję się w przekonywanie tej osoby, że się myli. Ale jeśli ma rację, przyznaję się do błędu i biorę winę na siebie.

Bycie wiceprezydentem dawało panu dużo satysfakcji. Myślał pan nad tym, co dalej?

Będę musiał podjąć decyzję, czy się wycofać czy kontynuować program, który realizowaliśmy z panią prezydent. Przyjdzie na to czas.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z Krzysztofem Mejerem, byłym wiceprezydentem Rudy Śląskiej: Nie czuję się politykiem, uważam się za samorządowca - Ruda Śląska Nasze Miasto

Wróć na swietochlowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto