Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stali klienci mówią: maglowanie jest lepsze niż prasowanie. Nie ma lepszego sposobu na lniany obrus

Weronika Grychtoł
Usługi maglowania wcale nie należą jeszcze do przeszłości. Klienci wychowali się na pościeli równej, jak blat stołu i mimo upływu lat nie przekonali do tzw. kory. Zajrzeliśmy do ostatniego magla w okolicy na ul. Wyzwolenia.

Pani Helena Reptak prowadzi magiel od 45 lat. Teraz pomaga jej jedna z córek, Bożena, która pierwszy raz przy maglownicy stanęła, kiedy miała 12 lat.

Trudne początki

Pani Helena najpierw pracowała w szpitalu, ale w 1974 postawili z mężem na własny biznes. Maszynę kupili w Roździeniu. - Wszystko szło na eksport, kupiliśmy ostatnią - wspomina. Pierwsze pół roku nie było łatwe. Zdarzyło się spalić cienką firankę. - Sama się wszystkiego nauczyłam, a jak coś poszło nie tak, to przepraszałam i płaciłam za szkodę - mówi pani Helena.

Tajemnice maglowania

Od lat dzień rozpoczyna się od włączenia maglownicy, ta grzeje się minimum pół godziny, bo to magiel gorący. Wiele lat temu pani Helena pracowała na zimnym, drewnianym. Potem kręci się specjalną korbą, która zbliża do siebie grzałkę i bęben pokryty materiałem, aby ten ostatni się nagrzał: 100 st. na firany, 120 na pościel, a na lniany obrusy nawet do 130 st. Najlepiej, jak pranie jest jeszcze wilgotne, jeśli nie, trzeba nakropić, wtedy lepiej się prasuje.

Klienci

Tymczasem na fachową pomoc czeka już jeden ze stałych klientów - pan Heniek z Bykowiny. Przychodzi do pani Heleny od lat, średnio raz na trzy tygodnie, z praniem swoim, czasem mamy i teściowej. - Byłem też w sobotę, wydawało mi się, że ma pani otwarte- mówi. -Tak, miałam, ale 20 lat temu - odpowiada pani Helena i zabiera pełny kosz prania. Za godzinkę proszę przyjść - dodaje.

Rzeczywiście, kiedyś zakład był otwarty sześć dni w tygodniu nawet od 8 do 18, bo było tyle pracy. -Wykończysz się - powiedziała mi ciotka. Miała rację, pięć dni w tygodniu zupełnie wystarczy, a sobota jest dla mnie - mówi pani Helena. No i ludzi nie przychodzi już tyle, co kiedyś. Z usług pani Heleny korzysta jeszcze jedna, duża, chorzowska restauracja, która regularnie przysyła kilkanaście obrusów. 15 sztuk pani Helena magluje w godzinkę. Obrusy i pościel - to prasuje najczęściej. Zdarzają się też t-shirty, ręczniki, a ku mojemu zaskoczeniu również... skarpetki i bielizna.

- Co kto lubi - śmieje się pani Bożena, która odbiera i składa pranie po drugiej stronie maglownicy. Zaledwie po pół godzinie w pomieszczeniu robi się ciepło. Naprawdę gorąco jest w sezonie, czyli na Boże Narodzenie i Wielkanoc, wtedy ludzie najwięcej piorą.

W zwykły poniedziałek zagląda tu co najmniej kilka osób. -Daję tu większe rzeczy do prasowania, bo mnie plecy bolą. Jak się policzy energię i czas to się samemu prasować kompletnie nie opłaca. Teraz przyniosłam dwie duże poszwy i obrusy, a przychodzę tu od 15 lat - mówi pani Urszula.

Żelazko konta magiel

Jak tłumaczy pani Helena przewaga magla nad żelazkiem sprowadza się do dwóch rzeczy - ścisku i temperatury.
-Żelazko jest dobre na bluzkę i koszulę, ale przy obrusie czy pościeli różnica jest bardzo duża. Tu mam taki specjalny filc, dzięki niemu wszystko jest równiutko wyprasowane - wyjaśnia.
- Mama nigdy sama nie prasowała, tylko przynosiła pranie tu, teraz ja przynoszę - mówi kolejna klientka, pani Sylwia.

Kiedyś maglowania była też za rogiem i w Chorzowie i w Rudzie Śląskiej.
-Teraz zostałam tylko ja - mówi pani Helena. -"Niech nam pani żyje sto lat", mówią mi klienci. I póki żyję będę to robić - dodaje.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swietochlowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto