Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Świętochłowice: Konflikt w Domu Pomocy Społecznej

Monika Krężel
Andrzej Uglorz, przewodniczący „S” w ArcelorMittal w Świętochłowicach zapowiada, że będzie bronił praw pracowników
Andrzej Uglorz, przewodniczący „S” w ArcelorMittal w Świętochłowicach zapowiada, że będzie bronił praw pracowników Lucyna Nenow
Część pracowników Domu Pomocy Społecznej położonego przy ul. Kubiny zapisała się do związków zawodowych. – Ludzie są rozżaleni, trudno się nam pracuje – tłumaczą. – Chyba przyczyną wszystkiego jest brak podwyżek, a my zarabiamy niewiele.

Dom Pomocy Społecznej dla Dorosłych Niepełnosprawnych Intelektualnie prowadzi Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza na zlecenie samorządu. Opiekę ma tutaj 78 osób, zajmuje się nimi około 50-osobowy personel. Wśród nich m.in. pielęgniarki, pokojowe, opiekunki, kucharki, rehabilitant.

Grupa pracowników zapisała się do międzyzakładowej organizacji związkowej NSZZ "Solidarność" ArcelorMittal w Świętochłowicach. - Do naszej organizacji należy już połowa pracowników domu. Oni są zastraszani - mówi Andrzej Uglorz, przewodniczący "Solidarności" w ArcelorMittal w Świętochłowicach. - Będziemy walczyć, żeby ich prawa były szanowane - dodaje.

Dwie osoby, które były w grupie zakładającej związki zostały zwolnione z pracy. Wypowiedzenia zostały im jednak wręczone zanim stały się związkowcami. Skierowały sprawę do sądu pracy żądając wypłaty odszkodowania w wysokości ok. 3 tys. złotych każda.

Obie kobiety twierdzą, że zostały zwolnione za to, że chciały założyć związek zawodowy. - Na moim wypowiedzeniu jest napisane o braku zaufania pracodawcy do pracownika - mówi Kamila, jedna ze zwolnionych opiekunek. - Pracowałam w tym domu ponad cztery lata, zawsze uważana byłam za wzorowego pracownika. Co więcej, jeździłam nawet z podopiecznymi na turnusy. Czy ktoś wysłałby tam pracownika, gdyby nie miał do niego zaufania? - pyta.

- Te panie absolutnie nie zostały zwolnione za przynależność do związków zawodowych - podkreśla radca prawny Michał Srokosz, który reprezentował Dom Pomocy Społecznej przed sądem. - Pracodawca utracił zaufanie w stosunku do swoich pracownic, które same chciały zmienić zakres swoich obowiązków. Wypełniały je nierzetelnie, a jedna z byłych pracownic niezgodnie z instrukcjami przechowywała leki - tłumaczy.

Sprawa zakończyła się ugodą już na pierwszej rozprawie. W ugodzie nie ma mowy o odszkodowaniu. Pracodawca zobowiązał się do wypłaty na rzecz trzech kobiet kwoty w wysokości około półtorej pensji.

Tymczasem na tablicy związkowej pojawiło się ogłoszenie, w którym związkowcy poinformowali, iż pracownice Domu Pomocy Społecznej założyły sprawę w sądzie, po tym jak zostały zwolnione, gdyż odważyły się założyć związek zawodowy. "Miejmy nadzieję, że kwota, którą teraz musi wypłacić pracodawca nie zostanie potrącona pracownikom i to nie oni będą ponosić konsekwencje błędów pracodawcy" - czytamy w ogłoszeniu.

Ogłoszenie nadal wisi. - Napisaliśmy do międzyzakładowej organizacji związkowej wezwanie do usunięcia skutków naruszeń dóbr osobistych. Te informacje nie są prawdziwe, domagamy się przeprosin i sprostowania na tablicy. W przeciwnym wypadku rozważamy wstąpienie na drogę sądową - tłumaczy radca Michał Srokosz.

- Niczego obraźliwego w tym piśmie nie ma - uważa Andrzej Uglorz. - Nie będziemy wywieszać przeprosin - zapowiada.

Pracownicy Domu Pomocy Społecznej zarabiają niewiele. - Na rękę dostają około tysiąca złotych - wylicza Ewa Tomaszewska, przewodnicząca związkowców w Domu Pomocy Społecznej. - Na szczęście można wziąć nieoprocentowaną pożyczkę.

- Na każdym spotkaniu z pracownikami - według protokołów - były poruszane sprawy podwyżek i sytuacji finansowej zakładu - mówi siostra dyrektor Katarzyna Pudzisz. - Zawsze informowałam swoich pracowników, jaka jest sytuacja finansowa zakładu. Wypłacamy premie uznaniowe w wysokości 15 proc., w ubiegłym roku wynosiły one 20 proc. W tym roku są planowane podwyżki płac - podkreśla.

W Domu Pomocy Społecznej nie można w czasie pracy używać prywatnych telefonów komórkowych. - Okazało się, że jedno z zebrań wewnętrznych zostało nagrane, a następnie zgrane na płytę - wyjaśnia siostra Katarzyna Pudzisz. - Na jednym ze spotkań poinformowałam moich pracowników, że bez zgody zainteresowanych nie można nagrywać rozmów, filmować, jest to naruszenie dóbr osobistych. W czasie przerwy można korzystać z telefonów, ale nie w czasie pracy - tłumaczy.

Do funkcjonowania domu nikt nie ma zastrzeżeń. Jest klimatyzacja, jeden oddział został wyremontowany od podstaw, w budynku nie ma barier architektonicznych.

Pracownicy twierdzą, że za swoje pieniądze kupują mundurki, muszą się upominać o fartuchy ochronne i rękawiczki. - To nieprawda - twierdzi s. Katarzyna Pudzisz. - Nie ma problemu z otrzymaniem odzieży, wydawaniem fartuchów i rękawiczek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swietochlowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto