Świętochłowice: Kierowcy samochodów lekceważą zakaz ruchu na Al. Parkowej na Skałce

Wzmożone natężenie ruchu i duża liczba parkujących samochodów wzdłuż alei Parkowej to ostatnio problem nie tylko tych, którzy odwiedzają Ośrodek Sportu i Rekreacji "Skałka", ale również... stróżów prawa. A spacerowicze zamiast relaksować się i miło spędzać czas z rodziną, muszą uważać na jeżdżące tam samochody.

Winne restauracja i wakeboard?

Od początku tegorocznych wakacji świętochłowicka policja odebrała wiele sygnałów od mieszkańców Świętochłowic w sprawie dużej liczby parkujących samochodów wzdłuż al. Parkowej na "Skałce". W głównej mierze spoza naszego miasta. Jak poinformował nas podinsp. Witold Grabowski, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Świętochłowicach, większy ruch samochodowy na alei zaobserwowano odkąd uruchomiona została restauracja na "Skałce" (każdego roku jest czynna tylko w sezonie letnim) i wyciąg do wakeboardu (został otwarty w maju). Więcej atrakcji na Skałce oznacza więcej ludzi. Ale też sami odwiedzający chcą czuć się bezpiecznie.

- Po parku porusza się wielu rowerzystów oraz rodziców z dziećmi i dziadków z wnukami, które biegają i jeżdżą na rowerach sądząc, że w tym miejscu są bezpieczne. Wszak nie jest to ulica przeznaczona dla ruchu - mówi podinsp. Grabowski.

Znak był, ale go ukradli
Niestety, kierowcy wjeżdżający na teren OSiR "Skałka" od strony ul Bytomskiej lekceważą znak mówiący o zakazie ruchu. Ten znak obowiązuje, a wyjątki to jedynie dojazd do firmy Adomed (to firma produkująca sprzęt medyczny), dla OSiR "Skałka", służb miejskich, administracji samorządowej, ich pracowników, zaopatrzenia i obsługi imprez a także dojazdu do restauracji.

Kierowcy, aby uniknąć kłopotów, na al. Parkową wjeżdżają od strony basenu miejskiego, bo, jak przyznają policjanci, znak mówiący o zakazie ruchu, który był tam ustawiony został skradziony. A nawet jak był, to...
- I tak był lekceważony - wyjaśnia podinsp. Grabowski.

Zatem kierowcy, którzy wjeżdżają od strony basenu na Skałce, czują się całkowicie bezkarni.
- Tłumaczą się, że przyjechali do restauracji, a my niestety nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić - dodaje naczelnik drogówki.