Święty Augustyn, m.in. organizator życia kościelnego, zmarł 28 sierpnia 1577 lat temu. A od 135 lat w Lipinach mamy na koniec wakacji wielkie poruszenie.
- To nie to co kiedyś - mówią wszyscy o lipińskim odpuście. Wśród sprzedawców słodkiego dla dorosłych, a kolorowego, hałaśliwego i świecącego dla dzieci słychać, że tu i w Chropaczowie najgorzej. Starsi mieszkańcy z rozrzewnieniem wspominają wielkie imprezy z karuzelami na placu Słowiańskim. Ale i w tym roku udała się tego dnia mobilizacja: z ostatniej wydawki mąki w dzielnicy, część w niedzielę wróciła na parafię w postaci kilkunastu pięknie pachnących blach wypieków. Nie zawiedli tutejsi muzycy, ani malarze. No i gdzie tu w okolicy znaleźć drugą tak piękną procesję?
Stoimy tak długo, jak jest straż miejska. Potem wszyscy uciekają. W tamtym roku na nas napadli, namioty poprzewracali - opowiada pan Andrzej, który przyjechał na Bukowego już o czwartej rano, by mieć bezpieczne miejsce pod murem. Od 20 lat sprzedaje popcorn i watę cukrową na lipińskim odpuście. - Jeszcze siedem lat temu standów było tu pełno, ale dzisiaj ludzie wolą gdzie indziej, gdzie spokojniej - dodaje. Ze wszystkich odpustów, na jakie jeździ od maja do grudnia, te w Lipinach i Chropaczowie są ponoć najbardziej ryzykowne. - Choć w tym roku jest wyjątkowo spokojnie - chwali pani Wiesława. - Złapaliśmy tylko jednego 17-letniego złodzieja - dopowiadają strażnicy.
Tymczasem ludzie przebierają wśród standów, na których znaleźć można nawet garnki i biustonosze. - Dzieci mają zabawę, ja mam słodkości, najchętniej makrony, kokosanki i kartofelki - mówi Teresa Kubik z Lipin. Jej synowie, Adrian i Konrad, oszczędne chłopaki, pistolety mają już trzyletnie - na odpustach kupują do nich kapiszony. Z Chropaczowa, jak co roku, przyszła rodzina Nykiel. 4-letnia Kinga w jednej ręce dzierży nadmuchiwanego psa Scooby-Doo, w drugiej balon na tasiemce. Elżbieta Konior i Urszula Pilot z Piaśnik przed kościołem oglądają procesję, na której czele w oryginalnych śląskich strojach, zebranych przez Grzegorza Stachaka, niosą feretrony (ruchome ołtarze) kobiety i mężczyźni. - Chyba tylko tutaj tak to wygląda - mówią.
Przed półwieczem nikogo specjalnie takie stroje nie dziwiły. - Nasze babcie na co dzień chodziły po chłopsku, a na odpust odświętnie ubrane - opowiadają Renata Kassner i Helga Kurdziel. Pamiętają powojenne odpusty. - Na targowisku na placu Słowiańskim były wszystkie atrakcje - wspomina Renata Kassner. Karuzele. - Żeby się można było przejechać za darmo, trzeba było kilka razy je pchać - mówi Helga Kurdziel. Najlepsze były kecioki: huśtawki zawieszone na łańcuchach. - A robiło się tak, żeby jeszcze się razem łączyły. Jak się wirowało! Jak kolega zakręcił, to i niedobrze się robiło - dodaje Renata Kassner. Była też gondla (diabelski młyn), łódki albo żelazne huśtawki: w środku się stało, a potem człowiek był raz na nogach, raz na głowie. To wszystko bez żadnych zabezpieczeń. I nikt nie pamięta żadnego wypadku. Małe samochody dla dzieci, strzelnica, loteria. Wielkim młotem panowie mierzyli swoją siłę. Wesoła muzyka z winyli. A prócz pierników liebesperle: różnokolorowe słodkie kuleczki. I guma do żucia: łup nad łupy, który czasem chomikowało się przyklejony w sieni pod schodami, żeby mama nie widziała. Były nawet ogórki kiszone z beczki. A wśród tych dobroci... kudłaty, biały miś, który przeraził m.in. małą Krysię. - Miałam roczek. Z opowieści wiem, że jak do mnie tylko łapę wyciągnął, zaraz zaczęłam płakać. Trzeba było zdjęcie zrobić sposobem - opowiada dziś ze śmiechem Krystyna Schmidt.
Dzisiaj się żaden bajtel na odpuście nie da zastraszyć. A miś miałby tu roboty co niemiara: dzieci w Lipinach nie brakuje. To dla nich wyremontowano i powiększono ostatnio budynek parafialnej ochronki. W niedzielę na jej piętrze (którego wcześniej nie było) można było obejrzeć wystawę artystów z lipińskiej grupy Grota. Na dobudowanej klatce schodowej zawisnął obraz patronki św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Namalowała go Regina Banik z Groty: ostatnie poprawki robiła jeszcze na kilka godzin przed odpustową sumą. Ludzi tego dnia w kościele nie brakło. - Przyszło ich dużo więcej niż zazwyczaj, może to trochę przez dobrą pogodę. To było pozytywne, święty Augustyn się cieszył - mówi ks. Bogdan Wieczorek, proboszcz parafii.
Po południu przed ochronką odbył się festyn: zaśpiewał lipiński Chór Męski Śląsk, zagrał młodzieżowy Jazz on the line, wystąpiły akrobatki z Domu Sportu. Sprzedawano ciasta upieczone przez mieszkańców dzielnicy. Udało się uzbierać 400 zł. Bo po remoncie ochronki do spłacenia został dług: 20 tys. zł, a roboty przy budynku jest jeszcze na 30 tys. zł. Kto chce się przyłączyć, może np. w parafii choćby za złotówkę kupić nową kartkę pocztową z wizerunkiem lipińskiego kościoła św. Augustyna.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?