Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Jojko, były tymczasowy trener Śląska

Zbyszek Anioł
Piotr był tymczasowym trenerem Śląska Świętochłowicach w czterech meczach. Wszystkie spotkania zakończyły się porażkami MKS, więc w klubie zdecydowano się na nowego szkoleniowca – Damiana Malujdę. W rozmowie z nami swoją przygodę na trenerskiej ławce podsumowuje Piotr Jojko.

Rozumiem, że rozmawiam z byłym już trenerem pierwszej drużyny Śląska Świętochłowice?
Byłem trenerem tymczasowym do momentu znalezienia nowego szkoleniowca. Wydaje mi się, że przyjście kogoś z zewnątrz tej drużynie wyjdzie na lepsze. I tak się właśnie stało, bo nowy trener co prawda był w klubie wcześniej, ale można powiedzieć, że przyszedł z zewnątrz.

Za dużo pan pierwszej drużyny nie potrenował, bo tylko w czterech meczach. To bardzo krótko.
Z mojej strony to była okazja, aby przyjrzeć się drużynie i wyciągnąć wnioski. Myślę, że wyniki były jakie były i szkoda tylko tego ostatniego meczu (porażka z Ogrodnikiem Tychy 0:1 – przyp. red.), bo to było pożegnalnie spotkanie. I niezależnie od rezultatu wiadomo było, że po tym meczu będzie nowy szkoleniowiec. Uważam, że w dwóch ostatnich meczach drużyna zagrała dobrze, ale głupie błędy spowodowały przegrane. Słychać głosy, że Śląsk zaczyna grać ofensywnie i oby to procentowało w przyszłości. Moim zdaniem trzeba poczynić pewne ruchu kadrowe i w nowym sezonie przygotować nowy zespół.

Wspomniał pan o wnioskach. Co najbardziej rzuca się w oczy?
Piłkarze muszą uwierzyć, że potrafią strzelać bramki, co było widać w ostatnim meczu. W szatni zawodnicy siedzieli załamani i nie ma co tego ukrywać. Trzeba jednak o tym już zapomnieć, bo wszyscy doskonale wiemy co czeka nas w przyszłości. Musimy dalej walczyć o punkty, aby ta drużyna nie spadła. Miałem wrażenie, że każdy z naszych przeciwników wychodził na boisko i chciał strzelać gole. My niby też, ale w naszym przypadku jest jakaś blokada. Jako przykład mogę podać sytuacji z meczu przeciwko Ogrodnikowi, kiedy to środkowany napastnik zamiast strzelać w dogodnej okazji, to podawał. Nie czuje pewności i nie bierze na siebie odpowiedzialności. Myślę, że strzelenie jednego gola odblokuje wszystko i piłkarze zaczną strzelać bramki. Na pewno są potrzebne zmiany i nowy trener się z tym zmierzy.

Czyli mówiąc krótko – problem tkwi w głowach zawodników.
Dokładanie, jest tam jakaś blokada. Drużyna grała do przodu, chciała, ale były momenty, że zwlekali za długo ze strzałem, zwalniali akcje. I niektórzy zawodnicy muszą się zastanowić czy chcą w ogóle jeszcze grać. Wiadomo, że my jako trenerzy mamy niewielkie atuty, bo są kluby, w które załatwiają zawodnikom pracę i mają na nich wpływ. U nas wygląda to inaczej. Oczywiście są tacy, którzy się uczą czy pracują, my nie możemy im w to ingerować. Ale po rozmowie z nowym trenerem myślę, że współpraca będzie się układała nam się bardzo dobrze. Jestem za tym, by korzystał on z zawodników, na co dzień grających w Śląskiej Lidze Juniorów. Ale to będzie już wyłącznie jego decyzja.

Nie chciał pan jeszcze trochę pozostać na trenerskiej ławce Śląska, przynajmniej do końca rundy?
Na pewno nie bałem się tego wyzwania, bo z seniorami już miałem kilka perypetii. Ale mówiąc szczerze, nie za bardzo chciałem. Uważam jednak, że trenerem powinien być ktoś z zewnątrz. Nie wiem czy Damian (Malujda – przyp. Red.) jest aż tak daleko z zewnątrz,ale dla wielu jest na pewno nową postacią i może to zmieni drużynę na plus. Może w innym układzie, podjąłbym się tego, ale na razie niech zostanie tak jak jest. Życzę Damianowi jak najlepiej i jeśli będzie potrzebował pomocy, to chętnie pomogę.

A czego panu zabrakło, aby odmienić Śląsk? Miał pan na to cztery mecze.
Powiem, że się udało zrobić coś pozytywnego. Bo drużyna, która wcześniej grała defensywnie, ostatnio zaczęło prezentować ofensywny styl. Uważam, że w końcu nadejdzie taki moment, że drużyna się przełamie i zacznie grać dużo lepiej. Cieszy mnie też, że szatnia dobrze przyjęła młodych piłkarzy. Ja przejąłem drużynę z marszu, a trener Malujda będzie miał przed sobą cały okres przygotowawczy i będzie miał okazję przygotować zespół według swojej koncepcji.

Mówi pan, że drużyna wreszcie zaskoczy, że trener będzie miał okres przygotowawczy. Ale żeby nie było wtedy za późno. Bo zbyt duża strata punktowa po rundzie jesienniej może okazać się już wiosną nie do odrobienia. I w maju klub znajdzie się pod kreską.
Owszem może się tak skończyć. Ale my tego nie możemy rozpatrywać w tych kategoriach. Musimy wierzyć, że Śląsk pójdzie do przodu i jestem przekonany, że tak się stanie. Klub zasługuje, by w tym sezonie utrzymać się w klasie okręgowej. Nie jestem jakimś marzycielem, bo wiem jaka jest sytuacja w mieście. Łatwo nie jest, miasto udostępnia i chwała im za to. Ale przydałaby się też pomoc w nieco innej formie.

To znaczy?
Trzeba się nad tym konkretnie zastanowić. Generalnie stawiamy na naszych wychowanków, a jak się patrzy na inne kluby, to tam jest większa rotacja zawodników. Należy jednak pamiętać, że na razie nie ma za co płacić, bo MKS przegrywa. Wychodzę z założenia, aby najpierw pokazać coś od siebie, a potem rozmawiać o finansach.

Liczby 7 i 39 coś panu mówią?
Nie bardzo (po chwili zastanowienia).

To stosunek bramek Śląska w dwunastu meczach. Po prostu katastrofa.
Rzeczywiście tragedia, nie pamiętam kiedy ostatni raz sami strzeliliśmy gola. Wszystkie dane przekazałem nowemu trenerowi. Nie winię tutaj specjalnie nawet bloku defensywnego, bo wyznaję zasadę – najpierw strzel, a potem broń. Liczba goli strzelonych jest tragiczna.

A liczba 4 z czymś się panu kojarzy?
Też nie (śmiech).

Chodzi mi o liczbę punktów. Tutaj też katastrofa.
A punkty... To jest związane ze słabą grą. Jeżeli nowy trener przepracuje dobrze zimę i piłkarzom będzie chciało się, wyjdą z tego dołka. Bo jest w nich potencjał. Ale oni się boją, widać u nich strach. Starsi zawodnicy nie mobilizują młodszych. Pozmieniałem też pozycje kilku graczom i nie podobało im się to, bo są przyzwyczajeni do pewnych nawyków. Ale dziś futbol jest inny. Trzeba do nich też odpowiednio dotrzeć, aby w siebie uwierzyli. I nad tym trzeba pracować, pobudzić w nich tę wiarę.

To jeszcze raz sprawdzę jak trener kojarzy fakty. Sezon 2006/07 w wykonaniu Śląska na czwartoligowym froncie pan pamięta? Wówczas po dwunastu meczach na koncie było pięć punktów i na koniec sezonu drużyna spadła do niższej klasy.
Nie pamiętam, za dużo rzeczy na głowę (śmiech). Jestem generalnie optymistą i nie chciałbym wracać do tego, co było w czwartej lidze. Wtedy w ogóle nie powinno dojść do spadku. W Świętochłowicach w przeszłości były dobre piłkarskie drużyny i od dawna nie ma tutaj klimatu, by do tego wrócić. U nas w mieście nie brakuje zdolnych piłkarzy, którzy uciekają do Chorzowa i potem strzelają nam gole.

Jak w dalszej części sezonu wszystko będzie układało się tak jak teraz, to zobaczymy derby za rok. Bo Śląsk jest w drodze ku A klasie, a Naprzód raczej nie awansuje do okręgówki.
Ale to zobaczymy po sezonie. Możemy sobie teraz polemizować, ale nie wiemy co będzie.

I teraz wraca pan do swojej grupy młodzieżowej?
Tak, zgadza się. Mieliśmy aspirację, aby walczyć o awans do wyższej ligi. Ale muszę się liczyć, że Ci najlepsi trafią do pierwszej drużyny. I jeśli trener będzie chciał z nich korzystać, to ja się będę cieszył.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swietochlowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto