Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oskar Troplovitz, gliwiczanin, założyciel firmy Nivea

Monika Kassner
Kolejny artykuł, w którym autor opisuje zabiegi władz jednego ze śląskich miast, mające nakłonić jego mieszkańców do wzięcia udziału w akcji koncernu Nivea – Polska... Idea zaiste szczytna, tylko nikt nie wie, kto stworzył Niveę.

Weekend jest świetnym czasem na czytanie gazet. Sięgając po świętochłowicki dodatek DZ po raz kolejny natknęłam się na krótki artykulik, w którym autor opisuje zabiegi władz tego miasta mające nakłonić jego mieszkańców do wzięcia udziału w akcji koncernu Nivea – Polska, w której nagrodą jest plac zabaw dla dzieci.
Projekt zaiste szczytny - plac zabaw na stulecie istnienia firmy.

Tylko, kto tę firmę założył? Dzięki komu miliony ludzi na świecie używają kosmetyków marki Nivea? O tym nikt nie pamięta, a może po prostu nie chce pamiętać? Większość naiwnych mieszkańców naszej planety uważa pewnie, że najsłynniejszy na świecie kosmetyk, sprzedawany od lat w niezmiennym granatowym opakowaniu opatrzonym białym napisem, pojawił się znikąd. Tak po prostu, jest i kropka. Niestety nie. Żaden z genialnych speców od marketingu (nie mówiąc o zwykłych konsumentach) nawet nie wpadł na to, że krem Nivea jest dziełem śląskiego farmaceuty, mieszkańca Gliwic - Oskara Troplovitza.

Ta informacja nie jest najlepszym chwytem marketingowym dla polskiego koncernu. Znowu Śląsk, i to jeszcze Górny. A oprócz tego, że rodzina Troplovitzów należała do najlepiej sytuowanych gliwiczan, była wyznania mojżeszowego. A więc Żydzi – to jeszcze bardziej dyskwalifikuje twórcę najsłynniejszego kosmetyku na świecie. A to, że wymyślił nowoczesną pastę do zębów i odpowiednik dzisiejszych plastrów – to już zakrawa na ironię.

Górnoślązak i do tego jeszcze Żyd – lepiej żeby nikt o tym zbyt głośno nie mówił. Po co komu wiedzieć. To nie na miejscu. Przez nieodpowiednio przeprowadzoną akcję marketingową koncern straciłby jeszcze klientów albo, nie daj Boże, okazałoby się, że to właśnie na Górnym Śląsku początku XX wieku powstawały ponadczasowe produkty, słynące z doskonałej marki i nietracące popularności - nie wstydźmy się tego sformułowania – przez co najmniej setkę lat.

Dziwię się, że Urząd Miasta Gliwic nie zareagował na pominięcie najbardziej znanego gliwiczanina w takiej akcji. Przecież na takich właśnie ludziach zbija się największy kapitał w postaci wystaw, sympozjów i innych tego typu przedsięwzięć. Fakt, że rodzina Troplovitzów razem z firmą przeniosła się do Hamburga, ale na kilka miesięcy przed śmiercią, która nastąpiła 27 kwietnia 1918 r., wynalazca odwiedził swoje rodzinne miasto. Widocznie tutaj szukał wspomnień związanych z początkami swojej pracy zawodowej, a przede wszystkim ze swoimi korzeniami.

Przecież jego ojciec ufundował synagogę w Gliwicach, która została na nieszczęście zniszczona podczas nocy kryształowej 1938 r. Ale po co ruszać tak niepopularny w Polsce temat jak Żydzi na niemieckim Górnym Śląsku za czasów Kaizera. Lepiej żeby przeciętny Polak myślał, że Śląsk był pod zaborami jak reszta Polski, nigdy nie mieszkał tu nikt, poza Polakami pragnącymi powrotu tej ziemi do macierzy. A przede wszystkim Żydów, którzy uważali się za obywateli niemieckich. Bo to wstyd?

Rozumiem, że powojenna polityka ludnościowa zmieniła oblicze Gliwic i Górnego Śląska – zwłaszcza tego będącego wcześniej częścią Rzeszy - ale na miłość boską – większość żyjących dzisiaj ludzi w średnim wieku powinna być dumna, że w ich mieście powstawały rzeczy tak znane na cały świat. Dziwię się, że w Gliwicach jeszcze nie powstała ławeczka z Troplovitzem jak w Pszczynie z księżną Daisy. W Hamburgu, gdzie zmarł, grobowiec jego rodziny uznany został za pomnik kultury, którego utrzymanie leży w interesie społecznym.

Dlaczego zatem w Polsce nikt nie pamięta o tak wielkim wynalazcy? Dlaczego nikt nie chce w końcu przyznać, że Górny Śląsk początku XX wieku był najlepszym miejscem do pracy i życia? Właśnie poprzez dzieło Troplovitza - obywatela niemieckiego, Żyda, Górnoślązaka i gliwiczanina w jednym - możemy uchwycić wielokulturowość Górnego Śląska. Tę, której niektórzy tak usilnie poszukują. Mamy ją na wyciągnięcie reki, tylko większość nie chce przyznać, że miała taką, a nie inna formę.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swietochlowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto