Podczas remontu organów w parafii św. Józefa dowiadujemy się jak wszechstronnie uzdolnione muszą być osoby wykonujące ten zawód. - Trzeba być dobrym matematykiem oraz świetnym rzemieślnikiem, a dodatkowo mieć artystyczną duszę - wylicza Dominik Kabot, świętochłowicki or-ganmistrz - pomysłodawca i organizator zjazdu.
Tym razem w zjeździe wzięło udział trzydziestu organmistrzów. Były wśród nich największe autorytety w tym środowisku, jak profesor Julian Gembalski czy Jan Wyleżoł, nazywany ojcem polskiego organmistrzostwa powojennego. Przyjechali również goście z Czech. Tym razem impreza stała pod ogromnym znakiem zapytania. Organizator miał bowiem ogromne problemy z pozyskaniem pomocy finansowej z miasta. - Chciałem wszystko odwołać - przyznaje Kabot. - Wtedy z pomocą przyszła Zofia Pogoda i Towarzystwo Przyjaciół Heiloo oraz jedna z prywatnych firm. To dzięki nim mogliśmy się spotkać - mówi i dodaje, że pieniądze są potrzebne przede wszystkim na przygotowanie instrumentu.
Zjazd rozpoczął się od mszy św. w kościele Matki Bożej Różańcowej. Później odbył się koncert. Na organach zagrał profesor Gembalski, a głosu użyczyła Elżbieta Grodzka-Łopuszańska. - W tym zawodzie bodaj najważniejszą rzeczą jest wymiana doświadczeń, bo organy są budowane na wielkie różnych sposobów i nie ma określonego schematu odnośnie ich utrzymania - wyjaśnia Kabot. - W czasie spotkań rozmawiamy m.in. o technologicznym podejściu do zabytków i o sezonowaniu drewna. W tym zawodzie trzeba mieć dobre wzorce. A Śląsk to kolebka organmistrzów - stąd pochodzą najwyższej klasy fachowcy znani w całej Europie - dodaje.
Nestor śląskich organmistrzów, Jan Wyleżoł z Zabrza podkreśla natomiast, że ten zawód wymaga wielu umiejętności i poświęcenia. - To niezwykle trudny fach i coraz rzadszy. Takie spotkania są ważne dla młodych adeptów sztuki. Oni muszą się dalej szkolić i jeszcze sporo uczyć - uważa Wyleżoł. - Widać, że w mieście dba się o instrumenty. Na pewno bardziej niż w Zabrzu. Popieram takie inicjatywy i staram się je wspierać.
Przedstawiciele tego zawodu to bardziej pasjonaci niż rzemieślnicy. Podglądając pracę Dominika Kabota w parafii św. Józefa można zobaczyć jak nowego kształtu nabierają organy z końca XIX wieku. Organmistrz pracuje nad nimi od marca ubiegłego roku, a zakończenie remontu planuje na grudzień. Drzewo sprowadza z Kielc, a puzon do pedałów z Niemiec. Nowe będą też obój i dzwony. - Zwykły fortepian ma 10 tysięcy części. Podejrzewam, że organy kościelne mają ich co najmniej kilkadziesiąt razy więcej - mówi Kabot. - Każda musi być sprawdzona. Jeśli się nie nadaje, to trzeba wyciosać nową, o ile jest drewniana.
Kabot wykonał już m.in. nowy system powietrzny, podłogi, sufit i obudowę organów. Wymieniona i zrekonstruowana została niezliczona ilość części. Po remoncie w organach i na chórze zostanie zamontowany monitoring, aby organista i soliści widzieli kościół. - Trzeba wprowadzać nowości nie naruszając struktury zabytkowej. Ten instrument jest niezwykle ciekawy. Ma dwa systemy traktury - przyznaje Kabot. - Podczas remontu nie można niczego robić maszynowo. Wszystko jest wykonywane ręcznie - tłumaczy i dodaje, że żyje swoją pracą - Czasem nie potrafię spać, bo myślę o różnych rozwiązaniach.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?