Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ten zespół wypełnia muzyczną lukę. Stare Dobre Małżeństwo po koncercie w Świętochłowicach

Zbigniew Anioł
arc SDM
Z Wojciechem Czemplikiem, członkiem zespołu Stare Dobre Małżeństwo porozmawialiśmy tuż po koncercie w Centrum Kultury Śląskiej. Opowiada nam o Świętochłowicach i nowej płycie, a także zdradza jedną z wielu ciekawych historii z życia zespołu.

W Świętochłowicach koncertowaliście po raz pierwszy?
Wojciech Czemplik Chyba pierwszy, ja nie przypominam sobie, abyśmy tutaj wcześniej występowali.

Wiecie coś więcej o tym mieście czy Świętochłowice są dla was egzotyczną nazwą?
Świętochłowice są jednym z wielu miast w okolicy bardzo rozwiniętym przemysłowo. Pisząc pracę magisterską na wydziale mechanicznym w Wyższej Szkole Morskiej bywałem w tutejszej hucie. Współpraca polegała na obróbce cieplno – chemicznej moich próbek. A jeżeli chodzi o nasze koncerty w tym regionie, to głównie grywaliśmy w Katowicach, Gliwicach czy Chorzowie.

Cała sala, czterysta osób, czyli frekwencja świetna. A koncert jak pan oceni?
Cieszę się, że udało nam się wrócić w taki sposób po krótkiej przerwie, która była podyktowana różnymi komplikacjami zdrowotnymi. Nie graliśmy przez ponad miesiąc, a więc ten koncert był także pełen napięć z naszej strony. Publiczność bardzo pomagała. Wtedy kiedy trzeba, była zasłuchana i skupiona, a kiedy została sprowokowana do aktywności, to śpiewała refreny starych piosenek.

Zespół powstał w 1984, a więc jest już 28 lat na scenie. I wciąż ludzie chcą słuchać Starego Dobrego Małżeństwa. Jak wytłumaczyć, że kolejne pokolenia, każde kolejne inne niż poprzednie wciąż garną się do utworów SDM?
Składa się na to wiele aspektów. Może wypełniamy lukę jaka jest w muzyce, reprezentując gatunek, który kiedyś był nazywany „Krainą łagodności” czy piosenką literacką. Myślę, że nasz zespół stawia przede wszystkim na mądry tekst. I może ludzie potrzebują takiego połączenie dobrego wiersza z muzyką.

W mediach jest was mało, a mimo ludzie cały czas chcą słuchać SDM.
I to też jest kolejny powód, że ludzie wciąż nas słuchają, a sale na koncertach są pełne. Słuchacze potrzebują bezpośredniego kontaktu z zespołem. Po koncercie ktoś do mnie podszedł i powiedział, że cieszy się, bo gramy na żywo, a nie z playbacku. W mediach nigdy nie byliśmy promowani, a sami też o to nie zabiegamy

Na Facebook'u, mimo że nie macie oficjalnego fanpage'u lubi was ponad 24 tys. użytkowników. To też obrazuje wymiar popularności.
Jak ktoś chce znaleźć zespół, to na pewno cel osiągnie. Mamy dobrą firmę fonograficzną, stronę internetową, a płyty sprzedają się bardzo dobrze. Promują nas koncerty i płyty.

Czyli nie ma potrzeby, aby postawić bardziej na media i portale społecznościowe.
Nie stawiamy, bo żeby pokazać muzykę w telewizji, wymaga to odpowiedniej oprawy. Dobre teledyski są kosztowne i tworzą je zespoły, przynoszące duże zyski. Nam to nie jest potrzebne.

Pamięta pan szczególną sytuację z historii zespołu?
Było wiele takich sytuacji. Jedna z takich historii miała miejsce w Krakowie, gdzie graliśmy w klubie studenckim. I w trakcie koncertu w sali wybuchł pożar, było bardzo dużo ognia i atmosfera bliska paniki. Organizatorzy prosili, aby sprawę zamieść pod dywan, bo jak wyjdzie na zewnątrz, to zamkną klub. Mieli jednak pecha, bo na koncercie byli obecni dziennikarze lokalnej gazety i dzień później ukazał się artykuł pt. „Na Stare Dobre Małżeństwo walą jak w dym”.

„Maszeruj z chamem” – to nazwa najnowszej płyty. Może pan ją scharakteryzować?
Autorem tekstów jest Bogdan Loebl, kultowa postać polskiego bluesa. Cieszymy się bardzo, że Krzysztof Myszkowski mógł napisać muzykę do jego słów. Płyta sprzedaje się świetnie bo koledze udało się doskonale połączyć własną wizję bluesa i wpisać ją w klimaty Starego Dobrego Małżeństwa.

Różni się od swoich poprzedniczek?
Na pewno płyta jest spójna z wcześniejszymi, bo skład zespołu od dłuższego czas jest taki sam. Brzemieniem na pewno odbiega od pierwszych kaset nagrywanych na innych instrumentach, często w amatorskich warunkach i w pośpiechu.

Fani mają nadzieję, że to nie będzie ostatnia płyta...
Na pewno nie. Nadal koncentrujemy się na pracy.

W 2000 wydana została płyta „Cudne manowce”, w 2010 „Blues nocy bieszczadzkiej”. Obie osiągnęły status platynowej. Najnowsza też ma taki potencjał?
W tym momencie ciężko to ocenić, a wszystko zweryfikuje nasz rynek muzyczny. Będzie to zależało m.in. od promowania płyty poprzez koncerty w całej Polsce. Tak jak to obecnie czynimy.

Pan lubi takie podróże i koncerty?
Bardzo lubię. Nawet jak pogoda nie jest rewelacyjna, chętnie wsiadamy w samochód i jedziemy. Zwiedzamy przy okazji nasz kraj i poznajemy nowe miejsca.

Przygotowując się do rozmowy rozmawiałem z jedną z fanek zespołu i zapytałem ją o ulubioną piosenkę. Wskazała na „Jak”. Dla pana też jest szczególna?
Mam wiele takich piosenek. Mogę powiedzieć, że utwór „Jak” jest na pewno szczególny, pochodzi z pierwszej kasety zespołu, która była nagrywana jeszcze w Akademickim Radiu Pomorze w Szczecinie. I od tej kasety zaczęła się taka prawdziwa kariera zespołu. Oprócz tego, że niesie ze sobą ważne przesłanie, to każdy ,kto chociaż trochę gra na gitarze może przyswoić sobie akordy i ją zagrać.

Jak przekonałby pan ludzi sceptycznie nastawionych zespołu SDM?
Myślę, że warto przyjść na koncert i przekonać się jak zespół brzmi na żywo i co ma do zaproponowania. A po koncercie już kupić płytę i ze skupieniem ją przesłuchać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swietochlowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto