Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przepytaliśmy potomka Karlika. Wspomnienia wnuka Stanisława Ligonia

Grażyna Kuźnik
archiwum
Andrzej Sas-Jaworski, wnuk słynnego Karlika z Kocyndra w rozmowie z Grażyną Kuźnik

Wnuk kochanego niegdyś na Śląsku Stanisława Ligonia (1879-1954), nazywanego Karlikiem, piewcy śląskości i autora audycji radiowych, Andrzej Sas-Jaworski cieszy się, że po latach milczenia, o jego dziadku mówi się coraz więcej. Przybywa szkół jego imienia, jest nagroda Stanisława Ligonia, a Muzeum Historii Katowic wydało właśnie książkę "Karlikowy dom". Po raz pierwszy w formie książkowej ukazały się relacje z wojennych przeżyć Stanisława Ligonia, który na Węgrzech współpracował z legendarnym Henrykiem Sławikiem przy ratowaniu uchodźców, a w Jerozolimie dla żołnierzy Ślązaków założył Dom Polski.

- Książka zawiera też nieznane dotąd opowiadanie dziadka o jego dzieciństwie, w którym wspomina swojego dziadka Juliusza, wielkiego polskiego patriotę, kowala i poetę. Opisuje go przez domy, w których mieszkał. Jeden był na wsi w Żandowicach (obecnie woj. opolskie), drugi w Chorzowie przy ulicy Krzyżowej 19 - mówi Andrzej Sas-Jaworski, syn Stanisławy, czwartej córki Karlika

Kilkuletni Staś Ligoń bywał częstym gościem "u swoich kochanych starzyków", słuchając opowieści między innymi o spotkaniu Juliusza z zagubionymi w śniegu powstańcami styczniowymi. Kowal nigdy o tym wstrząsającym wydarzeniu nie zapomniał. Syna Jana wychował na poetę, a wnuka Stasia na człowieka, który był ulubieńcem Śląska i postrachem Niemców.

Dzisiaj wnukowi Karlika trudno sobie wyobrazić dziadka jako małego chłopca. Po raz pierwszy w życiu zobaczył go jako mocno starszego pana, z brzuszkiem i łysiną. Stanisław Ligoń wrócił we wrześniu 1946 roku z wojennej tułaczki do domu w Katowicach, do żony i pięciu córek. Był im bardzo potrzebny, bo córki w czasie wojny straciły mężów.

Mąż najstarszej, Władysław Czuma zginął w Katyniu. Karlik znowu stał się głową rodziny i jej finansowym oparciem.

Ligoń rzucił się w wir pracy. Nadal na Śląsku był bardzo lubiany. W latach 30. w niedzielę wieczorem wioski i ulice pustoszały, bo wszyscy słuchali radiowych audycji Karlika. Przynosił im radość i odpoczynek. Miał urzekającą siłę słowa. Za swój największy talent uważał właśnie poczucie humoru. Wykorzystywał je w celach politycznych.
- Kiedy już dziadek przyjechał do nas, do Katowic, przekonałem się, że nie jest tylko mój. Ludzie wciąż nas zaczepiali, zagadywali, chcieli, żeby dodał im optymizmu - opowiada Andrzej Sas-Jaworski.

Wnuk chciał, żeby ludzie śmiali się z jego żartów, ale źle mu to wychodziło. Kiedyś w tramwaju zapytał na głos, jaka jest różnica między kremem a rządem? Wszyscy zamilkli.
- Ja na to, że krem jest do twarzy, a rząd do rzyci. Na to przerażony maszynista do dziadka: "Pierona jasnego, Karlicku kochany, biercie mi ino tego bajtla i zawrzyjcie mu ta japa, bo pójdymy sam wszystkie do mamra!" - śmieje się wnuk Karlika.

Kiedy w Katowicach przed wojną ruszyło radio, Ligoń od razu je pokochał. Napisał także sztukę "Wesele na Śląsku". Premiera sztuki zbiegła się jednak z kampanią wyborczą Ligonia do sejmu i znalazł się działacz, który oskarżył Karlika o plagiat. Ligoń pouczał wtedy córki: "Ja, ja dziołszki - każde wesele z początku jest wesołe, a potem dopiero smutne, szczególnie, jak się wepcha ten drugi".

Dorobił się późno. Ojciec, maszynista w kopalni, mieszkał tam, gdzie było tanio. Przy ul. Szeligiewicza powstały "Bery i bojki śląskie", słuchowiska "Przy żeleźnioku", "U Karlika gro muzyka".

Mimo biedy w domu, Karlik uczył się malarstwa w Berlinie i stamtąd przywiózł sobie żonę. Wanda była panienką z bogatego domu i jej rodzice nie chcieli zgodzić się ślub. Para pobrała się więc w tajemnicy i nie było posagu. Zakochali się w sobie, grając w amatorskim przedstawieniu. Córki wspominały potem, że gdy matka, chowając pięcioro dzieci w biedzie narzekała, ojciec potakiwał: - Ale nas Bóg doświadczył! A tak lubiliśmy tę sztukę...

Może dlatego, że rodzina Wandy miała majątek na Kresach, na Wigilii u Ligoniów pojawiały się potrawy nietypowe dla Śląska.

- Pamiętam, że szykowanie się do świąt trwało na dwa tygodnie przed Wigilią. Do stołu siadało mnóstwo ludzi - wspomina Andrzej Sas-Jaworski. - Były makówki i kutia, pierogi ruskie, ale i moczka. Oczywiście karp. Dziadek miał apetyt i lubił dobrze zjeść, więc jak mu coś smakowało, nie pytał, skąd pochodzi.

Niestety, Karlik poważnie podchodził do sprawy Mikołaja. Prosił o pomoc prawdziwego aktora, który wcale nie udawał miłego staruszka. - Mikołaj wypominał wnukom błędy i winy, chętnie rozdawał rózgi. Pamiętam, że moja kuzynka, już nastoletnia, rzewnie płakała - dodaje Sas-Jaworski.

Żal szybko mijał, bo pojawiały się prezenty. Stanisław Ligoń sprawiał swoim wnukom piękne podarunki, często sam je wykonywał, jak na przykład domek z pierników albo teatr kukiełkowy dla Andrzeja.

Już córki nazywały ojca "reżyserem cudowności". Nikt się z nim nie nudził. Dlatego takim szokiem była choroba Karlika, a w końcu śmierć.
- Dni przed jego odejściem były bardzo trudne. Wydarzyła się inna tragedia rodzinna, babcia Wanda pojechała odwiedzić krewnych w Warszawie i zaginęła w podróży. Tygodniami nie było żadnej wiadomości o jej losie. Dziadek to strasznie przeżywał. Na krótko przed jego śmiercią mama poznała prawdę, ale mu jej nie wyznała - mówi pan Andrzej.

Bo okazało się, że jego ukochaną żonę Wandę znaleziono martwą na dworcu we Wrocławiu, bez dokumentów, okradzioną. Pochowano ją jako osobę bezimienną. Stanisław Ligoń do końca miał nadzieję, że jeszcze ją zobaczy. Tak się nie stało. Jego wnuk mówi: - Z odejściem dziadka i babci skończyło się moje dzieciństwo, najpiękniejszy czas w życiu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto